czwartek, 17 lipca 2014

Każdy ma to, na co się odważy

Nigdy nie wiem, kiedy jest ten odpowiedni moment, żeby zrozumieć samego siebie. Mam tą pewną myśl, jak metafizyczny impuls płynący w moich żyłach, rozkruszony o głaz zamknięty w klatce z moich własnych żeber, boleśnie wciśnięty w miejsce, gdzie powinno znajdować się bijące serce. Ten głaz bije, a każde uderzenie tworzy niewidzialną falę ochrony przed metafizycznymi impulsami, które mogłyby w jakikolwiek sposób ranić, docierając.
Mam dokąd uciekać, nie mam przed czym uciekać. Idealne rozwiązanie wypuszczone z nieuważnych dłoni - zostawiam je tutaj, gnijące... życie, które już nigdy się nie wydarzy. Zawsze już patrząc w gwiazdy będę je widzieć w innej rzeczywistości, w której wszystko potoczyło się inaczej, a wspomnienia w mojej głowie nie są tylko duchami ludzi niegdyś mi znanych, a materialnymi istotami, oddychającymi tym samym powietrzem, które wciągam w płuca, nie odczuwając jednocześnie lekko słonawej, morskiej woni.
Nigdy nie chciałam uciekać. Życie bez zapachu Morza Irlandzkiego to życie, które mogłabym wybrać. W innej rzeczywistości wybrałabym je. Czasem myślę, że może nawet w tej powinnam to zrobić. A jednak każdy ma to, na co się odważy. I nie każdy otwiera nowy rozdział i zastaje tam zupełnie puste kartki, gotowe, aby zacząć je według własnego misternego planu zapisywać. Choć misterny plan to najbardziej odległy mojej osobowości sposób układania sobie życia. To chyba o tą czystą kartę chodzi, ona jest ucieczką.

1 komentarz: