niedziela, 27 stycznia 2013

Świat jest głuchy na twoje łzy i łkanie

Kilka monet upadło z brzękiem na gładki drewniany blat, wyślizgując się z dłoni Magdy. Ciemnowłosa kobieta naprzeciw niej uśmiechnęła się przelotnie, ukryła odliczoną gotówkę w kasie, po czym postawiła przed klientką butelkę piwa i półlitrową szklankę. Ta nie odwzajemniła uśmiechu, wycofała się jedynie i wróciła do stolika, gdzie siedziała wraz z trójką swoich współlokatorów i jakimś przybłędą, chyba kolegą Filipa z filologii.
Nalała sobie piwa, po ściance, aby się zbytnio nie spieniło, i wzięła łyka. Znajomy gorzki smak ukoił pragnienie i przywrócił wspomnienia ciepłych majowych wieczorów spędzanych nad rzeką w rodzinnym mieście. Paliła wtedy czerwone Viceroye i klęła na swojego byłego, Wojtka. W drugiej klasie liceum żyła w przekonaniu, ze ten przystojny brunet to miłość jej życia i że nigdy nie da mu odejść. Trwała tak aż do chwili, gdy ktoś przyszedł do niej na pewnej majówkowej domówce i podszepnął, że jej ukochany pieprzy się w którejś z sypialni z tą suką, Weroniką. Weronika była adorowana przez wszystkich i wielką przyjemność musiała jej sprawiać myśl, że przekonała zapatrzonego w swoją dziewczynę Wojtka do zdrady. Kiedy Magda wpadła do wskazanej sypialni, Weronika była bez stanika i miała naprawdę okropne cycki, zupełnie niekształtne. Madzia mocno wtedy przyjebała w nos miłości swojego życia, a następnego wieczoru siedziała z tymi cholernymi Viceroyami nad rzeką i płakała w rękaw męskiej bluzy, którą kilka tygodni później pocięła na kawałki i wrzuciła do kominka.
Później był Maciek, blondyn. Nie pamiętała wiele z tamtego okresu, tylko zapach dymu papierosowego w jego mieszkaniu i gorzki smak wódki, którą pili w zimowe dni, siedząc pod kocem i oglądając telewizję. Maciek był starszy i z nim straciła dziewictwo, ale chyba nigdy nie żałowała tej decyzji. Jak wyjechała na studia, to tylko raz się puściła w jakimś klubie, do którego zabrali ją chłopaki. Wydała wtedy fortunę na whisky z Colą i pamiętała, że miał błękitne oczy. Chyba jej się przedstawiał, ale ona była tylko Magdą, studentką na pierwszym roku, którą przestało obchodzić to, co robi.
Bąbelki w piwie unosiły się wciąż uparcie, a chłopaki chyba rozmawiali o samochodach albo o jakiejś imprezie u rudowłosej Karoliny. Z Karoliną Magda się kiedyś całowała i jedyne, co jej po tym pozostało, to resztki rozmazanej szminki wokół ust i na kilka godzin upublicznione na Facebooku nagranie. Na tej samej imprezie zerwała z Maćkiem, a on potem się wyprowadził. Mieszkał teraz kilka ulic od niej ze swoją długonogą dziewczyną, którą Magda czasem widywała w Biedronce na zakupach. Miała taki sztuczny uśmiech, jakby wklejony z innego zdjęcia, farbowane włosy i nigdy nie wychodziła z domu w płaskich butach. Madzia mogła być nią. Zerwała na tej imprezie z Maćkiem, bo pewnej nocy uznała, że korci ją wolność, a on nie jest jej księciem. Wystarczyła noc z tym błękitnookim facetem i widok wysokiej blondynki w Biedronce, aby mogła zacząć kwestionować wszystkie wybory, które zaważyły na jej dalszym życiu. Teraz tkwiła w małym mieszkanku z trójką facetów, rodzice nie dzwonili do niej od miesiąca, a wszyscy znajomi zapomnieli o jej istnieniu. I choć nigdy nie chciała pogodzić się z faktem, że być może jest po prostu niechcianą i nic niewartą, zagubioną istotą, to taka myśl nachodziła ją od czasu do czasu po piwie lub dwóch, gdy przestawała kontrolować swoje demony, ukryte w małej szkatułce gdzieś w czeluściach umysłu.
Duszkiem wypiła resztkę pozostałą w szklance i wygrzebała z portfela kolejne drobne, aby móc przez najbliższych kilka godzin nie rozstawać się ze smakiem tamtych wieczorów nad rzeką, kiedy wszystko miało jeszcze jakiś sens.










sobota, 26 stycznia 2013

Wszystko staje się niczym


Mówią, że życie to świetny nauczyciel, ale dość dużo bierze za lekcje. Ja z tej najtrudniejszej nauczyłam się jednego - że wszystko może nie znaczyć nic. Trwasz, poruszając się na wietrze. Gnasz przed siebie i każda sekunda zdaje się mieć znaczenie, odciskać ślad. Słowa i ludzie pozostawiają blizny, zmieniają cię, pulsują w tobie aż do ostatniego oddechu. Żyją w przestrzeni, nawet jeśli odeszli.
Ale to wszystko może nie mieć żadnego istotnego znaczenia. Jeden za drugim, wzbudzają zaufanie i ranią, chcą i odpychają, kochają cię i zabijają. Z każdym dniem jesteś bliżej śmierci, a każdy kolejny spędzasz na powolnym umieraniu, bo nie umiesz poradzić sobie z tym, że te wszystkie obietnice, sekrety, pocałunki i przegadane noce poszły na marne. Twoje uczucia, nadzieje i namiętności nie mają znaczenia, kiedy przychodzi do wybrania mniejszego zła. Kiedy wszystko upada i leży w gruzach, a ty pod ich ciężarem liczysz straty. 
Ktoś cię przywiódł za rękę do najpiękniejszego miejsca, jakie miałeś szansę oglądać, ale teraz słońce w tym raju zaszło. Jesteś sam, tak pusty jak jeszcze nigdy dotąd, a ciepły dotyk znajomej dłoni zniknął, rozpłynął się, pozostawiając cię z cichym lamentem na ustach, którego nawet sam nie dostrzegasz.
Z najważniejszej lekcji, jaką do tej pory życie mi dało, wyniosłam to, że pewnych rzeczy nie da się zmienić. Co się stało, to się nie odstanie. Można tylko żyć z konsekwencjami działań swoich i ludzi, którzy nas otaczają. Bo ponoć los daje nam tylko tyle, ile możemy znieść, dlatego to akceptacja jest najlepszym antidotum, choć nie najłatwiejszym do przełknięcia.