Mówią, że życie to świetny nauczyciel, ale dość dużo bierze za lekcje. Ja z tej najtrudniejszej nauczyłam się jednego - że wszystko może nie znaczyć nic. Trwasz, poruszając się na wietrze. Gnasz przed siebie i każda sekunda zdaje się mieć znaczenie, odciskać ślad. Słowa i ludzie pozostawiają blizny, zmieniają cię, pulsują w tobie aż do ostatniego oddechu. Żyją w przestrzeni, nawet jeśli odeszli.
Ale to wszystko może nie mieć żadnego istotnego znaczenia. Jeden za drugim, wzbudzają zaufanie i ranią, chcą i odpychają, kochają cię i zabijają. Z każdym dniem jesteś bliżej śmierci, a każdy kolejny spędzasz na powolnym umieraniu, bo nie umiesz poradzić sobie z tym, że te wszystkie obietnice, sekrety, pocałunki i przegadane noce poszły na marne. Twoje uczucia, nadzieje i namiętności nie mają znaczenia, kiedy przychodzi do wybrania mniejszego zła. Kiedy wszystko upada i leży w gruzach, a ty pod ich ciężarem liczysz straty.
Ktoś cię przywiódł za rękę do najpiękniejszego miejsca, jakie miałeś szansę oglądać, ale teraz słońce w tym raju zaszło. Jesteś sam, tak pusty jak jeszcze nigdy dotąd, a ciepły dotyk znajomej dłoni zniknął, rozpłynął się, pozostawiając cię z cichym lamentem na ustach, którego nawet sam nie dostrzegasz.
Z najważniejszej lekcji, jaką do tej pory życie mi dało, wyniosłam to, że pewnych rzeczy nie da się zmienić. Co się stało, to się nie odstanie. Można tylko żyć z konsekwencjami działań swoich i ludzi, którzy nas otaczają. Bo ponoć los daje nam tylko tyle, ile możemy znieść, dlatego to akceptacja jest najlepszym antidotum, choć nie najłatwiejszym do przełknięcia.
jeny. bardzo to wszystko przygnębiające. serio.
OdpowiedzUsuńale co do ostatniego akapitu, racja ziom.