piątek, 2 maja 2014

Stan nieświadomości


Z kranu kapie woda. Słyszę ją w przenikającej ciszy utkanej z mroku nocy, skulonego niewinnie lecz szyderczo wypełniającego dno mojej duszy. Tak mi się zdaje, choć nie mogę mieć przecież pewności, czym jest bestia, która tkwi tam, skąd nie mogę uciec. Piszę przy nocnej lampce, a w jej przyćmionym świetle strach rozpływa się, rozpada na milion kawałków, by po chwili znów stanąć przede mną w pełnej majestatu formie. Strach jest moim nieodłącznym wrogiem i sojusznikiem. Nie odejdzie, choćbym próbował skoczyć z mostu po litrze wódki. Szczególnie po litrze wódki nie dałbym rady skoczyć.
Siedzieliśmy wtedy w barze, gdy Sara pierwszy raz ukazała się moim oczom, objęta przez swojego wyjątkowo barczystego chłopaka. Przy mojej marnej posturze mogłem tylko zerkać na nią ukradkiem zza swojego kufla, patrzeć na jej drobne dłonie, którymi poprawiała rozjaśnione sztucznie włosy; szczupłe palce, którymi ściskała słomkę; kształtne usta, które co chwilę wyginały się w promienny uśmiech, gdy zaprzestawała leniwego sączenia piwa, aby zawtórować grupie facetów reagujących na wyjątkowo kiepski dowcip.
Barczysty chłopak Sary nazywał się Wiktor. Pamiętam jego odrażający śmiech i kolor wymiocin, którymi barwił chodnik, gdy pomagałem Sarze zanieść go do domu. Kiedy ułożyliśmy go na kanapie w małym mieszkanku, którego ciasną przestrzeń zdążył już wypełnić odgłos głębokiego chrapania, Sara za rękę wyciągnęła mnie na klatkę schodową i przekręciła klucz w zamku. Zapytała, czy tę noc może spędzić w moim mieszkaniu, a ja zgodziłem się bez wahania. Była przecież taka piękna. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o bar, lecz nie zastaliśmy już w nim moich kolegów. Mimo to, kupiłem kilka kieliszków wódki i obserwowałem, jak gorzki, przezroczysty płyn znika pomiędzy jej wargami. Miała zniesmaczoną minę, ale próbowała się uśmiechać. Widziałem, że była pijana, i takie właśnie było moje zamierzenie, czy też raczej zamierzenie człowieka, którym stałem się wtedy po przyjęciu dużej dozy alkoholu. Ten człowiek wierzył, że Wiktor Sarę źle traktuje i nie jest wart jej posiadania, choć wlewając w tę uroczą blondynkę kolejny kieliszek wódki, sam nie byłem jej bardziej godzien. Ona zresztą również nie była najniewinniejsza, gdy czułem jej kolano przy swoim, jej dłoń na moim ramieniu.
Pocałowała mnie dopiero gdy wyszliśmy z baru, a drugi raz pod moim blokiem. Pomimo swego stanu, opowiadała mi o książce, którą ostatnio przeczytała, lecz moje myśli błądziły gdzieś daleko, lub też może mój mózg zupełnie zaprzestał funkcjonowania. Z dna mojej duszy unosiło się lekkie pobrzękiwanie, chłodny sygnał boleśnie uświadamiający mi, że być może robię źle. Lecz było już za późno, bo ona przestała mówić o książkach.
Sara mruczy przez sen, gdy ja upijam łyk piwa. Leży obok mnie zawinięta jedynie w moją pościel, a całe jej jestestwo przenika spokój, którego istota ludzka może doznać tylko w stanie nieświadomości. Stan nieświadomości jest stanem zawieszenia między nocą a dniem, między fikcją a prawdą. W moim przypadku stan nieświadomości trwa wiecznie. To tak jakbym tkwił zawieszony w przestrzeni tylko w niewielkim stopniu wypełnionej tlenem, jakby każdy mój mięsień został sparaliżowany, aby uniemożliwić mi podjęcie jakiejkolwiek czynności łagodzącej ten przenikający ból. Bezsilność jest moim odwiecznym cierpieniem. Sara utknęła w mojej pościeli i być może już nigdy nie pozwolę jej odejść. A może ona zniknie, gdy tylko odłożę notatnik i sam zasnę. Być może Sara jest tylko metaforą tego, za czym goniłem całe życie, mając jednoczesną świadomość tego, że jest to nieosiągalne. Lecz bycie jedynie kolejną blondynką, która wylądowała w moim łóżku pijana... to jej zdecydowanie najlepiej wychodzi.

1 komentarz: