poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Nieus­tająca ko­nie­czność kompromisów


Kiedyś byliśmy dziećmi. Latami brnęliśmy ze swojej niewinności w świadomość, upstrzeni stereotypami. Na dziecięcych rowerkach, które później urosły, z zabawkami w dłoniach, które przemieniły się w laptopy. W okularach na nosie, które poplamione były pięknym światem. Ale te szkiełka wśród upokorzeń i niedomówień straciły na wartości. Wyblakły w piekących promieniach słońca, które przestało koić, aby móc palić na popiół to, co kochamy. I wszystkie schematy i wzory, i wpojone nam wartości - nagle zdaliśmy sobie sprawę, że one przestały obowiązywać.
Jesteśmy lepsi, piękniejsi w swojej tolerancji. Rozumiemy, że okoliczności, na które nie mamy wpływu, nie mogą nas definiować. To, na jaki ktoś decyduje się tryb życia, jakie popełnia wybory, z kim się przyjaźni i kocha - to są czynniki wpływające na charakter, kształtujące go, ale nie bezpośrednio go tworzące. W pewnym momencie musimy zrozumieć, że nie ma ideałów, że akceptacja jest jedyną drogą do zaznania choćby odrobiny szczęścia. Zaczynamy pojmować, że ludzi nie kocha się za to, że nie mają wad, a właśnie wbrew tym wadom. 
Latami uczymy się tolerować to, że jesteśmy tylko istotami ludzkimi, takimi samymi jak inni. Czasami upadamy, a w niektórych sprawach po prostu nie dane jest nam się powodzić. Nie wszystko działa, wbrew naszej woli - czasami cały świat popada w ruinę. To, czy i w jaki sposób wstajemy, aby go ponownie odbudować - to jest właśnie wyznacznik siły, która nas definiuje.
Nigdy już nie będziemy tak niewinni jak na starych fotografiach, ale życie to tylko prosty kompromis między adaptacyjną racjonalnością a głęboko zakorzenionymi pragnieniami.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz